środa, 20 kwietnia 2011

Czekając na buldożery.

Zamaskowani chłopcy rzucają kamieniami, kierowca panicznie przyspiesza. „Halas, halas. Misz Jehudi” (Przestańcie. To nie Żyd). Rozlega się śmiech, dzieciaki się pomyliły.  Kierowca zatrzymuje samochód i ruga wyrostków, w końcu odjeżdża.

Silwan to jedna z wielu arabskich dzielnic Jerozolimy. Leży u stóp Starego Miasta, ale próżno jej szukać w przewodniku. Zresztą, turyści tu nie przychodzą...


Dziś jest spokojnie. Dzieciaki pozują do zdjęć, znudzeni dziennikarze czekają aż coś się wydarzy. Jest piątek, godzinę temu skończyły się modlitwy.

„Rzucają kamieniami ze złości. Lepiej żeby zostali w domu ale to nie możliwe.” Mój rozmówca to Ahmed Qarae’en. Rozgląda się nerwowo i odpala papierosy, jeden od drugiego.

„Mój syn tu przychodzi tylko na modlitwy, nie chce żeby rzucał kamieniami. Boję się, że coś mu się przytrafi. Tak jak rok temu”.


Izraelskie oddziały policji na ulicy Wadi Hilweh

Co się stało?

„Mały przybiegł zapłakany do domu. Wcześniej jeden z żołnierzy bił go, za nic. Może dla zabawy, nie wiem. Mówili, że mały psyknął coś obraźliwego. Ja nie wierze, chłopak nigdy nie był agresywny. Poszedłem do żołnierzy, syn i jego przyjaciel pobiegli za mną. Żołnierze stali w grupie. Spytałem czemu biją nasze dzieci. W odpowiedzi jeden z nich wycelował z M16,  drugi powiedział „Zabij go”..  Wtedy żołnierz strzelił mi w nogę. Upadłem, żołnierze stali niewzruszeni. Leżałem na ziemi błagając o ambulans. Syn był w szoku,  nie chciał mnie zostawić. Uczepił się mojej ręki, a ja jęczałem z bólu.  Żona odciągnęła go siłą. Żołnierz wrócił, strzelił jeszcze raz, tym razem w drugą nogę. Od tamtej pory jestem kaletką.”

Syn pyta, a ja wciąż nie wiem co mam powiedzieć. Dlaczego ? Nie próbuję. Mówię żeby unikał żołnierzy, to wszystko. I tak się boję, że stanie się coś złego. Tutaj zawsze były problemy. Ale teraz jest gorzej, o wiele gorzej...’

22 września 2010 Izraelski ochroniarz ostrzelał palestyński samochód osobowy. Zginęły dwie osoby, cztery zostały ranne. Jednym z zabitych był Samer Sarhan. Jak ogłosił rzecznik policji, ochroniarz odpowiedział ogniem w samoobronie. Sarhan miał rzucać kamieniami w żydowskie osiedle na ulicy Wadi Hilweh.
Mieszkańcy Silwan mówią, że śmierć Sarhana nie była przypadkowa.
Achmed - „Znali go wszyscy, zawsze przychodził na demonstracje. Był niewygodny... Niedawno policja aresztowała jego braci, wszytko po to żeby siedzieli cicho.”
Śmierć Sarhana była konsekwencją agresji, która ogarnęła Silwan latem 2010. Okolica była świadkiem starć pomiędzy Palestyńczykami a osadnikami oraz Palestyńczykami a policją. Przez Silwan przetoczyła się fala aresztowań. Brano głównie dzieci i młodzież, najmłodszy aresztowany miał 8 lat.  Policja przychodziła w nocy, dzieciaki zabierano prosto z łóżek. Najbardziej powszechnym zarzutem było podejrzenie o udział w atakach na przejeżdżające przez Silwan samochody osadników.
Aktualnie w Silwan mieszka około 370 osadników. Sprowadzili się, by mieszkać w mieście wybranym. Mówią, że Bóg ich wybrał jako swój lud. Mówią też, że Jerozolima jest miastem Jahwe, ziemskim domem bożym w którym mają mieszkać jedynie jego wyznawcy.
Nieruchomości są przejmowane za udziałem agencji, które pośredniczą w zakupie. Przejęcie własności odbywa się zazwyczaj na drodze kupna od palestyńskich właścicieli. Ale nie tylko, wiele osiedli zostało założonych na podstawie orzecznictwa sądowego, które odbierając lokalnym Palestyńczykom prawa własności, otwierało furtkę do nabycia nieruchomości przez żydowskie agencje osadnicze. Agencje nie ukrywają celu swej agendy. Jej nadrzędną rolą jest wzmacnianie żydowskiej obecności w mieście.

Ortodoksyjni osadnicy żydowscy w Silwan. W tle, wejście do parku archeologicznego Ir David

Jak mówią Palestyńscy mieszkańcy Silwan, polityka osadnictwa jest wspierana przez władze Izraela, gdyż obydwu instytucjom przyświeca ten sam cel - zmiana kształtu etnicznego miasta. Agencje wykorzystują Izraelskie orzecznictwo sądowe, które tworzy dla nich preferencyjne warunki zakupu. Agencje z kolei są jedynie pośrednikami w przekazaniu własności osadnikom. Polityka miałaby więc być narzędziem cichej Judaizacji.
Osadnicy  żyją blisko swych świętości, ale daleko swych sąsiadów. Boja się, żyją w izolacji fizycznej i mentalnej. Są otoczeni murami i kolczastym drutem. Ich domy są pod ciągłą strażą i czujnym okiem kamer. Izolacja powoduje strach. Strach to najkrótsza droga do agresji. Święte miasto grzeszy przemocą.



17 października 12 letni Omran Mansour został potrącony przez samochód osobowy. Jak potem zeznawał kierowca, chłopak celowo rzucił mu się pod koła... Zajście zostało nagrane, taśma pokazała co innego. Nagranie obiegło wszystkie stacje telewizyjne regionu. Kierowcą był jeden z liderów ‘Eladu’ –żydowskiej agencji osadniczej założonej w USA a operującej na terenie Silwan. Tydzień po zajściu chłopak został aresztowany.
Sprawa stała się głośna...

Osiedla przeszkodą dla pokoju

Archeologia w służbie polityki.

Elad to nie tylko pośrednik, ale także nadzorca prowadzonych w okolicy prac archeologicznych. Wykopaliska są jednak przedmiotem kontrowersji; prace mają potwierdzić istnienie starożytnego miasta – Ir David, które zgodnie z tradycją biblijną miało być założone przez króla Dawida.
Achmed, „Tu  nie chodzi o żadnego Davida. Archeologia jest jedynie narzędziem ideologii. Dzięki pomysłowi Ir David, Izrael sprowadza osadników – radykałów, którzy chcą być blisko dawidowego miasta. Mieszkają jak okupanci, mają policję i prywatnych ochroniarzy. Tu jest Silwan, nie żaden Ir David. Jerozolima jest naszym miastem, Izrael nie ma prawa nikogo osiedlać, ani kopać pod naszymi domami.”

Problem jest dyskusyjny. Wykopaliska są częścią promowanego przez Mera Jerozolimy planu rewitalizacji obszaru. Ale palestyńscy mieszkańcy Silwan nie wierzą w dobre intencje.

Moim rozmówcą jest Fakhri Abu Diab (jeden z zaangażowanych w działalność Komitetu Obrony Silwan).

„To nie jest projekt rewitalizacji - to projekt dyskryminacji. Izrael jest zainteresowany jedynie inwestycjami żydowskimi. W Silwan nie ma szkoły, meczetu, ani żadnej instytucji, która mogłyby służyć naszej społeczności. Dzieciaki nie mają gdzie się podziać, wychowuje ich ulica. Władze Jerozolimy wydaje pieniądze tylko wtedy, gdy liczy się korzyść żydowskich mieszkańców. Płacimy takie same podatki jak żydzi, nie mamy w zamian nic. Osadnicy mają wszystko co chcą: domy, ochroniarzy i synagogi. To wszystko za wspólne pieniądze.  Jesteśmy mieszkańcami Jerozolimy, należą nam się taki same prawa jak wszystkim.
Żydzi zawłaszczają historię i tradycję, chcą wmówić że Jerozolima to miasto żydowskie. Dlatego potrzebują archeologii i osadników. Palestyńczycy ich nie obchodzą, jesteśmy przeszkodą dla ich propagandy, Izrael nie zamierza inwestować w Silwan. Izrael chce się nas pozbyć.”  
Przez okno roztacza się ponury widok. Okolica jest biedna. Wokół ciągną się chaotycznie zbudowane slumsy i brudne ulice. Wałęsają się grupki dzieciaków; jest ich dużo - 40 %  mieszkańców Silwan to dzieci poniżej 14 roku życia.

Nie chodzi o archeologię. Wykopaliska działy się od zawsze, już za czasów Tureckich. Nie chodzi też o Dawida. Dawid to muzułmański prorok, o którym mówi Koran, dla nas nie jest ważne czy tu mieszkał czy nie. Chodzi o coś innego.”


O co ?

„O wykluczenie i  prawdę. Turyści, którzy przychodzą do Ir David chodzą podziemnymi korytarzami nie wiedząc, że na powierzchni jest prawdzie życie - życie palestyńskiej dzielnicy Jerozolimy. Dostęp do Ir David jest chroniony niczym militarna baza. Miliony turystów nie zdają sobie sprawy, że na powierzchni żyje 16 tysięcy mieszkańców. Jedyne co wiedzą to, że 3 tysiące lat temu żył tu miłosierny Król David. Wszystko tworzy atmosferę izolacji. Ludzie widzą w Silwan jedynie brudny Slums. Nie wiedzą, że to miejsce, o które nikt się nie troszczy, gdzie są burzone domy, gdzie padają strzały, gdzie są aresztowane dzieci. Jedyne informacje jakie mają, to informacje Izraelskich przewodników. W konsekwencji, ich wiedza o Silwan czy Jerozolimie w ogóle sprowadza się do tęsknoty za  świetnością czasów Davida, a to jest bardzo użyteczne dla Izraela.”

Dlaczego ?

„Jak to tej pory, żadne państwo na świecie nie uznało Izraelskiego prawa do Jerozolimy jako stolicy. Stąd potrzeba propagandy. Izrael wierzy, że z czasem,  prawo do Jerozolimy będzie nie tylko okupacją silniejszego, ale stanie się tolerowane ze względu na argumenty archeologiczne i osadnictwo.  Ir David to nie archeologia w imię nauki to propaganda.”

Namiot, w którym rozmawiam z Fakhrim jest miejscem szczególnym. Na co dzień mieszkają w nim Palestyńczycy, którzy demonstrują przeciw Izraelskim planom wyburzenia Silwańskich domostw. Jak mówi Fakhri wyburzenia są drugim co do wagi problemem Silwan, a jednocześnie narzędziem tej samej polityki – polityki Judaizacji.

Czekając na buldożery.

Domy położone są w centralnej części Silwan, zwanej al-Bustan. Zgodnie z planami rozwoju miasta część al-Bustan ma zostać zburzona dla potrzeb budowy Ogrodów Davida – parku tematycznego, który wraz z Ir David oraz żydowską częścią Starego Miasta stałby się częścią lukratywnego interesu – żydowskiego turystycznego kompleksu. Jak mówi Izraelskie prawo wyburzenia są możliwe, gdyż mieszkańcy al-Bustan wybudowali swe domy nielegalnie.
Sprawa jest delikatna. Każdorazowy nakaz eksmisji wznieca protesty. Al-Bustan jest beczką prochu, która w każdej chwili może zaognić konflikt w innych dzielnicach Jerozolimy. Fakhri mówi wprost – jest miejscem, gdzie zacznie się trzecia intifada.

Pozostałości wyburzonego domu

Izrael mówi, że wasze domy są nielegalnie. To prawda?
„Tak, to prawda. Większość domów została zbudowana bez pozwolenia, ale to nie ma znaczenia. Izrael jest okupantem a jego prawo jest prawodawstwem okupanta. Prawo silniejszego to prawo barbarzyńcy. Nikt nie ma obowiązku przestrzegać takiego prawa.”.

Dlaczego nie wystąpicie o legalizację ?
„To nie takie proste. Wielu widzi we współpracy z Izraelem zgodę na okupację. Palestyńczycy Jerozolimy  odmawiają Izraelowi prawa do władzy w mieście. Zgodna na Izraelską jurysdykcję osłabiłaby wiec bojkot rządów okupanta. Poza tym, opata za aplikację przerastają możliwości przeciętnego Palestyńczyka. Dodatkowym utrudnieniem jest sama procedura, która poczynając od dokumentów aplikacyjnych odbywa się po hebrajsku. Utrudnienia administracyjne pociągają ze sobą dodatkowe koszta – aplikacja bez pomocy prawnika jest właściwie niemożliwa. Inna sprawa, że Izrael pozwoleń po prostu nie wydaje. Tym samym wiec, kosztowna procedura prawe zawsze kończy się porażką. 

Kilka lat temu wynajęliśmy prawnika, który miał poprowadzić naszą sprawę. Udało nam się ostatecznie zorganizować i przedstawić alternatywny plan urbanistyczny rozwoju i modernizacji al-Bustan. Izrael odmówił utrzymując decyzję określającą al - Bustan jako tzw. Teren Zielony - to znaczy, wyłączony spod rozbudowy mieszkaniowe. Sprawa jest prosta - Izrael nie po to planuje budowę turystycznej infrastruktury, żeby ją sobie utrudniać legalizując nasze domy.”

Mer Jerozolimy (Nir Barkat) mówi, że chce by okolica była po prostu turystycznym parkiem.
„Określanie terenów mianem zielonych to jedno z wielu narzędzi Judaizacji, które nie ma nic wspólnego z modernizacją. Celem Izraela jest utrzymanie korzystnych proporcji etnicznych miasta, w którym żydzi mieliby przeważającą większością. Jednym z najważniejszych elementów tej polityki jest ograniczanie naszej przestrzeni życiowej. Palestyński obszar okupowanej Jerozolimy Wschodniej zajmuje około 7 tys. hektarów, z czego 2,5 tys. zostało przeznaczone na budowę żydowskich osiedli. Pozostałe 4,5 tys. jest teoretycznie dostępne dla palestyńskiej zabudowy, ale tylko pod warunkiem istnienia planów przestrzennych. Izrael drastycznie ogranicza planowanie - aktualnie jedynie 2,5 tys. hektarów posiada plany. Co więcej, spośród obszarów objętych planem aż 1,5 tysiąca h. jest przeznaczone na budowę parków, parkingów i tym podobnych - to tak zwane obszary zielone. W konsekwencji Palestyńczykom jest oddany jedynie 1.000 h. na którym mogą się budować.
Problem wiąże się z demografią. Nas przybywa, a to się nie podoba Izraelowi. Gdy młodzi opuszczają domy rodziców, chcą mieszkać na swoim. Wtedy pojawia się kłopot. W związku z tym, że pozwolenie jest nieosiągalne młodzi muszą budować nielegalnie. To z kolei ryzyko eksmisji. Izrael po prostu chce byśmy porzucili nasze domy i zostawili nasze miasto. Taka polityka to czysta dyskryminacja.”

Mowa o Jerozolimie w ogóle. Wróćmy do al-Bustan. Mer zaproponował rozwiązanie, ponoć dostaliście zgodę by budować się w innym miejscu.
„Tak, ale zgodnie z propozycją Barkata zgoda byłaby przyznana tylko wtedy, jeśli zgodzimy się zapłacić ze wyburzenie naszych domów. Oczywiście musielibyśmy opuścić Bustan. To jest nasz dom, nic dziwnego, że mieszkańcy ją odrzucili. Zresztą, my się nigdzie nie wybieramy. Tu się urodziliśmy i tu umrzemy.”
Izraelski check-point kontroluujący wjazd do Silwan od stony Starego Miasta

Jak długo potrwa wasz protest?
„Tak długo jak to konieczne. Nie zamierzamy się poddać. Nie mamy nic do stracenia. Początkowo Izrael chciał wyburzyć wszystkie 90 domów al-Bustan, co oznaczało bezdomność dla 1300 osób. Teraz jest mowa o 22 domach. Gdybyśmy siedzieli cicho już byśmy byli bezdomni.”

Fakhri wie jedno. Walka o Jerozolimę to walka o media i opinie publiczną. Silwan stało się znane. Fotoreporterzy przychodzą w nadziei uchwycenia momentów, które widz kocha najbardziej. Szukają przemocy, zamieszek i wojska. Mieszkańcy Silwan zdają sobie z tego sprawę. Namiot jest otwarty 7 dni w tygodniu, dla każdego. Co piątek odprawiane się publiczne modły, po których jest okazja do wywiadów. Na ulicy Wadi Hilweh mieści się alternatywne centrum informacji. Działacze mają mapy, zdjęcia, goszczą tłumy. Jednak to co najbardziej przyciąga  dziennikarzy to zamaskowane dzieci rzucające kamieniami.
 Piątkowe modlitwy przed namiotem Komitetu Obrony Silwan.

Nie lepiej żeby byli w szkole ?
„Dziś piątek, szkoła zamknięta. Zresztą nikt ich tam nie wysyła, przychodzą bo chcą być w telewizji. To dzieciaki. Poza tym, to ich forma protestu. Te dzieci widziały wiele, znają przemoc, areszt, obelgi, czasem… nawet śmierć. Wiedzą, że gdyby nie osadnicy byłoby inaczej.”

A jak by było ?
„Nie wiem. Wiem jak jest. Jesteśmy dyskryminowani, a te dzieci to czują. My im po prostu nie przeszkadzamy. Czasem dziennikarze z zagranicy myślą, że dzieciaki robią jakiś performance czy happening. Mówią: o, noszą chusty jak terroryści i Arafat. A chusta to nasze nakrycie głowy i tyle. Dzieciaki obwiązują nimi twarze bo nie chcą być rozpoznane i iść do więzienia, to wszystko, to zwykłe względy bezpieczeństwa.”  

Twój wnuk tu przychodzi ?
„Czasem. Myśli, że jak się wykaże odwagą to szybciej się stanie mężczyzną. Ma dopiero 10 lat. Z chustą na głowie wygląda jak prawdziwy bojownik (śmiech). Ale on się po prostu boi,  rzucanie kamieniami to przejaw frustracji i strachu.  Jakiś tydzień temu zobaczyłem go na podłodze, siedział i pakował swoje zabawki. Kiedy go spytałem dlaczego je pakuje, powiedział, że pod gruzami ich nie znajdzie. Powiedziałem, że buldożer nie przyjedzie. Skłamałem. Nie wiem kiedy będzie. Może dziś w nocy.”
Dwa dni później pojechaliśmy odwiedzić przyjaciela Fakhriego. Hasan Raudi ma 76 lat, ósemkę dzieci i prawie 50 wnucząt. Większość rodziny mieszka  w dwupiętrowym budynku, który leży u stóp Ir David. Dom Raudiego jest jednym z wielu przeznaczonych do wyburzenia. Budynek ma 150 lat,  został więc wybudowany przed 1967 r. kiedy teren Jerozolimy Wschodniej wchodził w skład Królestwa Jordanii. Teoretycznie więc, dzisiejsze Izraelskie władze Jerozolimy nie mają podstaw do egzekucji wyburzenia, teoretycznie. W praktyce jednak Hasana czeka eksmisja, albo więzienie.
Sześć lat temu jeden z jego synów ożenił się, wkrótce przybyło wnucząt. Hasan wraz z synem zdecydowali się dobudować piętro, od tamtego czasu dom stał się nielegalny. Władze miejskie wydały decyzję o wyburzeniu nakładając jednocześnie karę w wysokości 100 tysięcy szekli (około 80 tysięcy PLN). Zgodnie z decyzją sądu Hasan miał sam wyburzyć wybudowane piętro.  Odmówił, czeka więc na więzienie, jego rodzina czeka na eksmisję.
„Nawet jeśli wyburzę piętro i zapłacę karę to nic nie zmieni. Piętro to jedynie pretekst, władze Jerozolimy chcą się mnie pozbyć tak jak chcą się pozbyć moich sąsiadów. Nie będę płacił, ani burzył własnego domu. Nie mam żądnej gwarancji, że to wystarczy. To nie jest problem administracyjny ale polityczny. Skąd mam mieć pewność, że zostawią moją rodzinę w spokoju? (…) Jedyne co mogę zrobić to czekać i żyć normalnie. Gdy zostaniemy bez dachu nad głową wybudujemy namiot a potem… Dom”

Będzie nielegalny?
„Będzie bo takie jest prawo. Jeśli przyjdzie mi budować ten dom od nowa, nawet nie będę się starał o pozwolenie. Izraelskie sądy kierują się prawem, ale nie sprawiedliwością.”

Nie boisz się więzienia?
„Nie ja pierwszy i nie ja ostatni. Wszystko w rękach Boga…”

Hasan siedzi w otoczeniu wnuczków. Dzieciaki początkowo wydawały się być zaciekawione.  Z czasem jednak znudzone moją obecnością straciły cierpliwość i zaczęły dokazywać. Spytałem jednego z nich o szkołę. Salim najbardziej ze szkoły lubi piłkę nożną, dużo gra na ulicy i kibicuję Realowi Madryt.
Kiedy byłem w Silwan kilka dni później widziałem Salima jak rzucał kamieniami. Miał zamaskowaną twarz, poznałem go po ubraniu, nosił piłkarską koszulkę z nazwiskiem gwiazdy Realu – Kaki. Wokół dzieciaków jak zawsze w piątki ganiała grupka reporterów. Tego dnia byłem w Silwan już od rana, był 7 stycznia 2010. Zamieszki były większe niż zazwyczaj, palono samochody i opony, ponoć ktoś rzucał koktajlami młotowa. Tym razem reporterzy zrobili dużo zdjęć. Kiedy wracałem spotkałem Ahmeda. Poczęstował mnie papierosem i powiedział: „będą aresztować dziś w nocy”.

5 stycznia 2010.

78         -ilość palestyńskich domów wyburzonych Jerozolimie w roku 2010.

160       -liczba Palestyńczyków,którzy stracili dach nad głową
              w wyniku eksmisji i wyburzeń w roku 2010.

0           -tyle pozwoleń budowy/rozbudowy/remontu wydały
              władze Jerozolimy Palestyńczykom w roku 2010.

200000 -liczba osadników żydowskich mieszkających w okupowanej Jerozolimie Wschodniej.

834       -ilość palestyńskich domów wyburzonych
              w okupowanej Jerozolimie Wschodniej od roku 1999.
 Michał Ziemowit Buśko


sobota, 15 stycznia 2011

Mur Niebezpieczeństwa


Życie zaskakuje nas ironią. Dzień przed śmiercią Jawaher Abu Rahma cała wieś cieszyła się  z powodu udanej demonstracji. Tego dnia mieszkańcy Bil’in byli silni i zadowoleni. To była wigilia nowego roku, 31 grudnia 2010. Przyjechało setki gości. Międzynarodowi aktywiści wspierający Palestyńczyków w ich dążeniach niepodległościowych, Arabowie z całego świata. Przyjechał też  premier Autonomii Palestyńskiej, Salam Fayyad. Był na krótko, pomachał ręką z drzwi samochodu choć przywiózł dla wszystkich szaliki z palestyńską flagą.

Obywatelski Ruch oporu organizuje demonstracje regulanie co tydzień
Po południowych modlitwach, około godziny 12.30 mieszkańcy wsi oraz aktywiści z zagranicy idą w kierunku zachodnim.
Tam znajduje się mur i osiedla, tam czeka w pełni uzbrojone wojsko izraelskie. Kiedy demonstracja się zbliża, żołnierze używają gazu łzawiącego i duszącego, dźwiękowych bomb lub armatek wodnych z wodą ze ścieków. Demonstracja się rozprasza, rozpoczyna się kontrofensywa Palestyńczyków. Młodzi chłopcy rzucają kamieniami i strzelają z proc. Odpowiedzią jest większa ilość gazu lub strzały gumowymi pociskami.

Palestyńczycy uciekający przed gazem.
Zabawa w kotka i myszkę? Na pierwszy rzut oka może się tak wydawać.Dzisiejsze wydarzenia jednak mają swoją bolesna i długą historię.

Demonstracje w Bilin rozpoczęły się 6 lat temu. Zostały wywołane sprzeciwem wobec powstającemu murowi, który w języku polskim określa się blokadą bezpieczeństwa. Narody Zjednoczone jednak nazywają go murem rozdzielającym lub bardziej dosadnie, murem apartheidu.
Izrael rozpoczął budowę muru w 2004 roku podczas Intifady al-Aqsa (powstania zbrojnego Palestyńczyków). Mur w rzeczy samej był wówczas mocno związany z bezpieczeństwem.
Palestyńscy bojówkarze atakowali cywilną ludność Izraela. Dochodziło do zamachów, które miały być zemstą za okupację. Izrael odpowiedział izolacją – powstała długa na 709 km bariera.
Zastanawiające jest jednak dlaczego władze Izraela budują mur wewnątrz obszarów zamieszkiwanych wyłącznie przez Palestyńczyków zabierając im tym samym ogromne połacie ziemi.
Zawłaszczeniu towarzyszy osadnictwo. Na ziemi należącej  jeszcze kilka lat temu do właścicieli palestyńskich Izrael buduje osiedla, do których przesiedla tysiące swoich obywateli. Ziemia jest zajmowana w sposób militarny. Osadnictwu towarzyszy przemoc, opresja, niszczenie własności, burzenie domów i przejmowanie upraw.

Jeśli Izraelskiemu rządowi chodziłoby rzeczywiście wyłącznie o kwestie bezpieczeństwa swoich mieszkańców, skupiłby się na oddzieleniu Palestyńczyków od własnego terytorium. Budowanie osiedli i muru na ziemiach Palestyńskich destabilizuje sytuację w regionie.
Palestyńczycy są wobec grabieży bezradni. Frustracja jest ogromna. Dlatego też wychodzą na ulice i demonstrują. Manifestują używając biernego oporu. Jedynym narzędziem są kamienie w rękach młodzieży. Kilkunastoletni chłopcy walczą z w pełni uzbrojonym wojskiem. Często dochodzi do tragedii.
Mór wije się po terytorium Zachodniego Brzegu Jordanu, dzieląc miasta na części, oddzielając mieszkańców wsi od ich upraw, odgradzając od siebie członków najbliższej rodziny. Bariera odseparowała 29 miast które znalazły się po stronie izraelskiej. Ich mieszkańcy nie mają dostępu do szkół, szpitali i innych usług publicznych, są odcięci od własnych nieruchomości. 138 wsi nie ma dostępu do miast, przez co traci szansę na sprzedawanie swoich rolniczych towarów. Dla mieszkańców oznacza to biedę.

Osiedla i mur wybudowane na ziemi należącej do mieszkańców Bil'ein
Według badań OCHA – (Office for the Coordination of Humanitarian Affairs) 9,5 % ziemi, która miała stanowić przyszłe palestyńskie państwo, zostało zajęte przez Izrael. 411 tys. Palestyńczyków jest odgrodzonych barierą. Sytuacja przyczynia się do gospodarczego kryzysu, frustracji i poczucia krzywdy. Ale przede wszystkim jest przejawem dyskryminacji i braku poszanowania prawa.
Bil’in leży na terenie Zachodniego Brzeg Jordanu, który wraz ze Strefą Gazy stanowi Palestyńskie Terytorium Okupowane. Przed 1967 rokiem terytoria te wraz ze wschodnią częścią Jerozolimy były zajmowane przez Jordanię i Egipt. W wyniku wojny zostały zajęte przez Izrael i zgodnie z prawem międzynarodowym uzyskały status terytoriów okupowanych.
Według prawa międzynarodowego izraelska okupacja jest nielegalna. Stanowisko społeczności międzynarodowej było wielokrotnie potwierdzane rezolucjami Rady Bezpieczeństwa jak i Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Izrael musi wycofać swą okupację.

W roku 1993 zadecydowano, że Zachodni Brzeg Jordanu wraz ze Strefą Gazy stanie się suwerennym palestyńskim państwem. Wielu uwierzyło w cud pokoju, negocjatorzy otrzymali pokojowe noble. Nadzieje okazały się złudne. W wyniku ułomności procesu tereny te przekształciły się w sponsorowaną przez społeczność międzynarodową quasi-autokrację - Autonomię Palestyńską. Władza autonomii całkowicie uzależniona od Izraela stała się narzędziem prewencji przeciw dążeniom niepodległościowym.
Bil'ein to bardzo przeciętna wieś gdzie mieszkańcy żyją prosto i bez pośpiechu.
Rząd Izraela nie respektuje rezolucji, podobnie jak nie respektuje postanowień Międzynarodowego Prawa Humanitarnego (MPH). Prawo to reguluje zachowania wojenne, w tym prawa i obowiązki okupanta.
MPH mówi, iż okupant nie ma prawa zawłaszczać ziem okupowanych, nie ma prawa wysiedlać, niszczyć mienia, jak również kolonializować takich ziem.
Rząd Izraelski jak do tej pory zawłaszczył znaczącą część terenów okupowanych, lokując tam 385.000 swoich osadników..
Dodatkowym pogwałceniem międzynarodowego prawa jest mur bezpieczeństwa, który został potępiony orzecznictwem Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.

Jak Izrael tłumaczy swoje postępowanie? Jest to głównie prawo silniejszego. Izrael mówi - wygraliśmy wojnę, więc ziemie należą do nas. Odwołuje się też do historii i religii. Izraelski syjonizm zakłada, że ziemia zamieszkana przez Palestyńczyków jest ziemią należną Izraelowi ze względów historycznych (jako że tereny te były 3 tys. lat temu miejscem istnienia Królestwa Izraela) oraz religijnych (ziemia była obiecaną przez Boga w Starym Testamencie).
Palestyńczycy oczywiście nie są zadowoleni z takiego układu i odwołują się do prawa międzynarodowego. Ale Sytuacja w Bilin jest szczególna.
Mieszkańcy wsi walczą z faktem nielegalnego odebrania ziem nie tylko z punktu widzenia prawa międzynarodowego, ale również lokalnego prawa Izraelskiego. W 2004 roku osiedla oraz bariera bezpieczeństwa wybudowane na ziemiach należących do Bil’in zostały uznane za nielegalne przez Sąd Najwyższy w Izraelu. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zalegalizowało istnienie osiedli post factum w 2007 roku. Nielegalność muru natomiast po raz kolejny została potwierdzona przez Sąd Najwyższy. Mieszkańcy Bil’in wielokrotnie naciskali na prawodawstwo Izraela o implementację swoich postanowień. Mur do tej pory istnieje.

Budowa muru i osiedli doprowadziła do konfiskaty 60% ziem należących do mieszkańców wsi. Ogromna część mieszkańców to rolnicy, zabranie ziem oznaczało więc dla wielu osób całkowite utracenie środków życiowych.
Wiedząc, że nie otrzymają pomocy od państwowych instytucji, w 2004 roku mieszkańcy Bilin postanowili utworzyć oddolny ruch, broniąc swoich praw. Obywatelski Ruch Oporu zajmuje się pisaniem petycji sądowych, organizowaniem cotygodniowych demonstracji oraz konferencji dotyczących pokojowych demonstracji w warunkach okupacji. Komitet to typowy ruch oddolny, w którym mieszkańcy walczą o implementację praw. Budynek, w którym mieści się biuro jest wyposażone  w kilka krzeseł, stolik i 3 biurka z komputerami oraz...wiele popielniczek.Palestyńczycy palą ogromne ilości papierosów, dyskutując o swojej przyszłości.

Dzień, kiedy zginęła Jawaher był deszczowy i bezwietrzny. Z powodu dużej wilgotności powietrza gaz wystrzelony przez wojsko był szczególnie dotkliwy, utrzymywał się w powietrzu przez wiele minut.  Dziesiątki osób musiało korzystać z pomocy medycznej – ambulansów obecnych na demonstracji.


Izraelski żołnierz celuję granatem w demonstrujących Palestyńczyków.
W chmurze gazu tracisz orientację – oczy zachodzą łzami, nie możesz oddychać, krztusisz się i kaszlesz. Jeśli taki stan utrzymuje się przez długi czas, może dojść do poważnych uszkodzeń dróg oddechowych. 
Przypadek Jawaher był jednak specyficzny. Podczas demonstracji 31 grudnia Jawaher dostała się w chmurę gazu i zaczęła kaszleć. Bardzo szybko poczuła się źle. Została zaprowadzona do domu, gdzie traciła i odzyskiwała przytomność. Ambulans zabrał ją do najbliższego szpitala w Ramallah. Tam po kilkunastu godzinach walki o jej życie, zmarła. Lekarze stwierdzili zatrucie krwi, które doprowadziło do zawału serca.

1-ego stycznia po demonstracji zginęła Jawaher Abu Rahma. Na jej pogrzeb przyszło około 700 osób
Wiele osób spekuluje, że gaz użyty przez wojsko tego dnia to gaz CS - szczególnie aktywny środek, zakazany w wielu krajach w Europie.
Jesteśmy w domu Jawaher. Minął tydzień. Jej matka nie płacze. Dom jest wypełniony plakatami ze zdjęciem zmarłej. Ale nie tylko jej. Są również plakaty ze zdjęciem młodego mężczyzny. To Bassem, brat Jawaher. Zginął rok wcześniej zabity granatem gazowym wymierzonym w niego z kilkunastu metrów. Bassem to był dobry chłopak, wszyscy przytakują.

Rodzina Jawaher żyje w muzeum pamięci dwojga męczenników.


Palestyńczycy mówią, że chcą, żeby Izrael wycofał okupację i pozwolił im stworzyć własny kraj. Ta wizja jest coraz mniej możliwa przez to, że coraz więcej terenów, które miały stanowić przyszłe palestyńskie państwo jest zagarnięta przez Izrael. Coraz więcej Izraelczyków mieszka na tych terenach.
Sytuacja jest bardzo trudna, każda ze stron czuje się skrzywdzona przez historię – Palestyńczycy przez historię najnowszą, Izrael przez historię sięgającą 3000 lat. Każda ze stron uważa, iż ma prawo do ziem – Palestyńczycy dlatego, iż od wielu wieków ją użytkują, Izrael dlatego, iż jest to ich wymarzona i obiecana ziemia.

Plakaty z portretami Jawaher i Bassema wyblakną zanim zostaną podpisane pokojowe dokumenty. Wiele nienawiści wzrośnie w ludziach. Wiele jeszcze osób zginie.

Mapa obrazująca lokalizację muru oraz jego wpływ na defragmentację Zachodniego Brzegu Jordanu dostępna na http://www.ochaopt.org/documents/ocha_opt_route_projection_july_2010.pdf
:
Dominika Zarzycka



zdjęcia: Dominika Zarzycka, Michał Ziemowit Buśko

Demonstracja tego dnia była długa, starcia z izraelskimi wojskiem trwały kilka godzin. Kamienie dzieciaków i gardła demonstrantów kontra gaz i pociski. To nic nowego. Demonstracje w Bil’in odbywają się w każdy piątek.

W Arabskim każde imię ma swoje znaczenie. Jej imię oznaczało skarb. Umarła jako szahid – męczennik.


środa, 12 stycznia 2011

Dżenin po drugiej stronie lustra.

Naprzeciwko nas kilku ciekawskich chłopców nerwowo wymachuje rękami. Grupka jest uzbrojona w zabawkowe pistolety, celują nawołując innych wyrostków. Jeden z nich trzyma plastikowy M16, dzieciak wygląda niby przywódca ‘armii’ urwisów. Chwile potem pada strzał. Zostałem postrzelony plastikową kulką, dzieciaki uciekają.

Jesteśmy w Obozie Uchodźców Dżenin położonym w północnej części Zachodniego Brzegu Jordanu, części Palestyńskiego Terytorium Okupowanego. ‘Dzieciaki nie mają gdzie się podziać, od miesiąca strajkują szkoły. Zresztą, ich i tak wychowuje ulica’. Mój przewodnik to Jacob - rodowity Walijczyk, który mieszka w obozie od kilku lat. ‘Może to dziwne... Sam się zastanawiam dlaczego. Pewnie dlatego, że nie chcę mieszkać gdzie indziej’.

Obóz Dżenin to miejsce szczególne; biedne (około 50% mieszkańców żyje za mniej niż dolara dziennie) i zatłoczone (zagęszczenie to około 8500 mieszkańców / km2), ale przede wszystkim - dumne...





Zakurzona dziurawa droga wije się wciskając pomiędzy gęste zabudowanie. Ulice odrażają nędzą. Na poboczu straszą zaparkowane szkielety karoserii. Stosy odpadków i gruzu zalegają chodnik. Mijają nas trąbiące samochody, osły i ukradkiem przemykające grupki kobiet. Jest gwarnie i tłoczno, sprzedawcy wysiadują przed otwartymi sklepikami, popijając kawę. ‘Ya Inglizi, welcome’. ‘Myślą, że jestem anglikiem?’, pytam. ‘Nie wiem, to nie ma znaczenia, jesteś adżnabi’ (obcokrajowiec), odpowiada Jacob. ‘Inglizi welcome in Palestine’.  Przystajemy by odpowiedzieć na pozdrowienie.

W Jacoba nikt nie strzela, tutejsze dzieciaki go lubią. Może dlatego, że jest dla nich zabawny; a może, dlatego, że ich rozumie... Jacob prowadzi mnie do swojego miejsca pracy, jedynej instytucji, która jest schronieniem dla dzieci ulicy. To teatr, ‘Teatr Wolności’.

Dzieci z Teatru Wolność.

Początki teatru to czas Pierwszej Intifady (1987-1993), kiedy do Dżeninu przyjechała Arna Khamis. Khamis była postacią niezwykłą, w młodości zagorzała syjonistka i członkini Palmachu, w jesieni życia obrońca palestyńskich praw. Kiedy podczas intifady władze Izraela zamknęły palestyńskie szkoły Arna przyjechała na tereny okupowane by zorganizować sieć ośrodków edukacyjnych dla najbardziej wykluczonych dzieci. Jedno z owych centrów powstało w Obozie Dżenin.

Życie w ogarniętym intifadą mieście nie było łatwe.  Tym bardziej dla Żydówki. Arna była zdeterminowana, jak pisała potem: ‘Nie przyjechałam by pokazać, że jestem litościwą żydówką, która pomaga Arabom. Przyjechałam walczyć z okupacją.’

Arna prędko zdobyła zaufanie, ośrodek w Dżeninie przekształcił się w teatr – ‘Dom Arny’. Dzieciaki ją kochały, dorośli szanowali. Porywała za sobą tłumy, była charyzmatyczna, radykalna i niezwykle aktywna. Arnie pomógł syn - Juliano. Prowadził zajęcia z psychodramy. Dzieciaki mówiły o intifadzie, zburzonych domach i śmierci; mogły wyładować agresję i frustrację. Arna była bezkompromisowa, stworzyła ideę kulturalnej intifady. Jej mottem było słynne przemówienie z zimy 1993. ‘Wolność bez świadomości nie istnieje. Pokój bez wolności nie istnieje. Świadomość i wolność są nierozerwalne.’  

Pokolenie dzieci Arny dorośnie, stanie się samodzielne, dumne i ambitne. Teatr przetrwa intifadę i przeżyję Arnę (zmarła w 1995 po wyczerpującej chorobie nowotworowej) stanie się miejscem szczególnym, jedyną instytucją kulturalną Dżeninu, ale nie tylko. Stanie się miejscem, gdzie dorosną przywódcy.
Teatr przestanie istnieć w czasie kolejnej  intifady (Intifady Al-Aqsa 2000 -2006). Budynek legnie w gruzach, umrze,  tak jak umrą jego aktorzy... Większość z nich zginie w czasie ‘Bitwy o Dżenin’.




Cmentarz męczenników, na którym pochowane są także 'dzieci Arny'. 

W kwietniu 2002 Izrael rozpoczął inwazję, która miała być odpowiedzią na szereg ataków samobójczych, przeprowadzonych przez terrorystów Dżeninu. Dowództwo bało się strat, walka w obozie była walką w labiryncie najeżonym pułapkami i snajperami. Dżenin czekał na wojsko. Izrael zdecydował się na specyficzną taktykę. Najpierw do obozu wjechały opancerzone buldożery, które torowały drogę, aktywując pułapki i burząc potencjalne siedliska powstańców. Zrujnowanych zostało około 250 domów, do tej pory nie wiadomo jakie były ofiary w ludziach.

Moj rozmówca, Zakaria, to jedyny żyjący aktor pamiętający czasy teatru Arny.

‘Zobacz tu na ścianę. To portrety aktorów – męczenników. Ten pierwszy to Aszraf, był ulubieńcem teatru. Był zawsze poważny, nie lubił żartować. Mówiliśmy na niego ‘Palestyński Romeo’.

Aszraf Abu el-Haje zginął podczas Bitwy o Dżenin. Historia dość typowa - wraz z początkiem 2002 wstąpił w szeregi Brygad Męczenników al-Aqsa. Wkrótce stał się jednym z przywódców lokalnego oddziału. Kiedy wkroczyło wojsko zabarykadował się wraz z innymi w teatrze, zostali okrążeni. Po skazanej na porażkę wymianie ognia zginał w ruinach.

Jusuf Sweitat ‘Najlepszy przyjaciel Aszrafa. Jusuf był delikatny i uczuciowy ale zawsze wesoły. Był bardzo dobrym aktorem, wszyscy mówili, że kiedyś zagra na prawdziwej scenie.’  

W październiku 2001 Izraelski czołg ostrzelał szkołę niedaleko miejsca pracy Jusufa. Jusuf pobiegł zobaczyć co się stało, znalazł 12 letnią dziewczynkę, była poraniona odłamkami, krwawiła mocno. Chciał ją zanieść do pobliskiego szpitala, umarła mu na rękach. Od tamtego momentu szukał kogoś kto mu da karabin, chciał się zemścić. Odpowiedział Islamski Dżihad. W zamian za broń Jusuf nagrał dla nich pożegnalne wideo. Stał uzbrojony w M16, na głowie miał opaskę szahida i mówił: ‘Moi bracia, moja rodzino, wszyscy, których kocham, nie bądźcie smutni. To jest ofiara.’ 28 października Jusuf wraz z kolegą z sąsiedztwa Nidalem otworzyli ogień w centrum izraelskiego miasta Hadera. Zanim zginęli zabili cztery osoby -  cywili czekających na przystanku.
Ala'a Sabagh. ‘Kiedy był dzieckiem żołnierze zburzyli jego rodzinny dom, to była kara za  brata – bojownika. To się wydarzyło w czasie pierwszej intifady. Ala’a nie miał gdzie pójść. Znalazł go Juliano i zabrał do teatru. Ala’a mało mówił, ale miał talent, dużo rysował’.

Ala’a wcześnie porzucił szkołę i zajął się handlem. Pewnego razu został zatrzymany przez żołnierzy, wyrwał jednemu z nich karabin i go zabił , zdołał uciec.  Z początkiem drugiej intifady dołączył do Brygad Męczenników al-Aqsa. Wkrótce stał się czołowym bojownikiem. W przededniu inwazji przygotowywał obronę obozu, zarządzał przygotowaniem systemu pułapek, oraz angażował rekrutów. Zwrócił się też do przyjaciół z teatru, między innymi Jusufa.  Ala’a miał na rękach krew wielu żołnierzy, ale nigdy cywili.  Zdobył sławę jako bojownik. Przeżył oblężenie i został dowódcą brygad w mieście. Stał się celem, żył w ukryciu. Nie chciał się poddać. Zginął kilka miesięcy później (we wrześniu 2002) , w ruinach trafionego lotniczym pociskiem domu. Do dziś jest legendą Dżeninu. 
  


Mury Dżeninu noszą ślady walki. Na zdjęciu powyżej widoczne ślady po strzałach oraz graffiti przedstawiające męczennika

Twarz mojego rozmówcy nosi wyraźne ciemne blizny. Z uśmiechem tłumaczy: ‘To po  pierwszej bombie, którą skonstruowałem’. Zakaria Zubeidi - jest jednym z ostatnich żyjących aktorów pierwszego teatru. Jego historia jest pełna sprzeczności i niedomówień; kiedyś dowódca Brygad Męczenników al-Aqsa, dziś, można by rzecz, przyjaciel teatru.
Był związany z teatrem od jego początków. Jego matka udostępniła swój dom Arnie, która powołała do życia pierwszą teatralną grupę. Zakaria miał wtedy 12 lat. Jago młodość była życiem pomiędzy teatrem a przestępstwem. Jako nastolatek wielokrotnie aresztowany; głównie za rzucanie kamieniami i koktajlami mołotowa. Ale nie tylko, dał się poznać jako jeden z najbardziej wprawnych złodziei samochodów Zachodnego Brzegu Jordanu. Jego działalność podziemna rozpoczęła się w roku 2002. Wtedy stracił matkę i brata. ‘Zginęli choć byli niewinni, nigdy nie angażowali się w walkę. Matka została zastrzelona przez snajpera, stała w oknie domu. Tego samego dnia zabili mi brata, potem zburzyli dom’.
W październiku 2002 został przywódcą Brygad Męczenników al-Aqsa w Dżeninie (przejął obowiązki po zabitym Ala’a). Z czasem stał się faktycznym przywódcą obozu, był odpowiedzialny za bezpieczeństwo i porządek. Nic nie działo sie bez jego zgody.  Mimo młodego wieku (26 lat) cieszył się ogromnym zaufaniem Jasera Arafata. Był niepokorny, niezależny i niebezpieczny...

Zubeidi nie miał zwyczaju przyjmować rozkazów. W  2004 roku, porwał palestyńskiego mera Dżeninu, co było karą za odmowę finansowania brygad. W tym samym roku podpalił lokalną siedzibę Palestyńskiej Rady Negocjacyjnej.  W końcu, wziął odpowiedzialność za zamach bombowy w Tel-Avivie. Z czasem stał się najbardziej poszukiwanym terrorystą Zachodniego Brzegu Jordanu. Przeżył pięć prób zamachu na jego życie. Czterokrotnie postrzelony. Żył ukrywając się. Jak mówi dziś: ‘Spałem z bronią  w ręce, przez kilka lat nie zaznałem spokojnej nocy.’  W roku 2005 składa broń i ogłasza rozejm. Jednocześnie nawiązuje kontakty z Izraelskim ruchem pacyfistycznym i zwraca się do  mieszkającego wówczas  w Tel – Avivie - Juliano. Juliano przyjeżdża do Dżeninu w 2006 - teatr zostaje otwarty ponownie. W 2007 r. Izrael ogłasza amnestię, Zubeidi przestaje się ukrywać.
Dziś w Dżeninie panuje spokój, choć mieszkańcy pamiętają o wojnie. Tutaj każdy przeżył tą samą historię, ale poza dzieciakami uzbrojonymi w zabawkowe pistolety na ulicy nie widać broni. Kiedy spytałem Zakarię dlaczego nie ma walki i oporu, odpowiedział - ‘Dżenin sam walczył nie będzie, na stan dzisiejszy walka jest niemożliwa.

Siła sztuki, nie karabinu.


Siedzimy wraz z Mustafą  na podwórzu teatru. Mustafa pracuje w teatrze, zabiera dzieciaki i uczy je jak robić zdjęcia. Czasem po prostu gra z nimi  piłkę.   

‘Kim jest Zakaria dziś ? Trudno powiedzieć’, mówi Mustafa. ‘To mój przyjaciel, ale nie wiem kim jest. Wiem, że od czasu do czasu chodzi się meldować na Izraelskim posterunku. To były bojownik, ma za sobą cały obóz. Izrael o tym wie. Tutaj nie ma Izraelskiego wojska ani palestyńskiej policji. Zakaria jest szefem.  On sam mówi, że prędzej czy później Izrael go zabije. Pewnie tak... Jedno jest pewne, gdyby nie Zakaria Zubeidi teatr by nie przetrwał’

Dlaczego?
‘Bo jest po naszej stronie. Zakaria jest szanowany przez każdego. Łamiemy kulturowe tabu, teatr jest koedukacyjny a to stwarza problemy. Obóz jest konserwatywny, mieszkańcy to mniej lub bardziej tradycyjni muzułmanie. Przez lata jedyną instytucją wypełniającą przestrzeń społeczną był meczet. Dzieciaki lgną do teatru jak muchy, dla części mieszkańców to poważny problem. Mówią, że teatr odciąga dzieci od religii. Kiedy Zakaria mówi, że teatr to miejsce walki z okupacją, to pomaga.’

A jest ?
‘Wierzymy w siłę sztuki nie karabinów. Nasz teatr kontynuuje tradycję Arny.  To miejsce walki o tożsamość i godność. Teatr to alternatywna rzeczywistość, która opowiada prawdziwymi emocjami. Obóz Dżenin to rzeczywistość okupacji, jedyna rzeczywistość jaką znają tutejsze dzieciaki. Teatr Wolność to miejsce,  gdzie  mówią co czują, gdzie są bezpieczne, gdzie czują się doceniane i wartościowe, gdzie są słuchane. To miejsce gdzie dzieci Obozu Dżenin są wolne.’

Poza teatrem nie są ?
„Dżenin to mentalne więzienie. To miejsce, gdzie  kultura narzuca sztywne ramy; miejsce dziwnej frustracji, mieszanki dumy i poczucia niższości. Kult poświecenia miesza się z pogardą. Rzeczywistość jest trudna. Ludzie są radykalni, na murach wiszą setki plakatów z wizerunkami męczenników. Mieszkańcy przekazują opowieści o bojownikach i ofiarach. Miasto żyje historią i martyrologią. Dzieci znają te historie dobrze. Wiedzą kto zginął, kiedy i kto go zabił, dla wielu męczennicy to idole.  Wielu będzie gotowa się mścić, za brata, za przyjaciela,  za sąsiada. Póki co dzieciaki są małe,  ich rolą  jest praca a miejscem życia ulica. Nie chcemy by w przyszłości  ich życiem stała się walka.
Pamiętam jak przychodziłem do teatru jako chłopiec, wiem ile to znaczy. Kiedy miałem kilka lat wybuchła pierwsza intifada, a mój ojciec trafił do więzienia. Kiedy miałem lat kilkanaście wybuchła druga intifada, straciłem wielu przyjaciół, widziałem śmierć. Wiem, że teatr mi pomógł. Za każdym razem, kiedy tu przychodziłem czułem jak bym wchodził gdzieś do wymarzonego świata, którego nie widziałem co dzień na ulicy. Czułem się bezpieczny i wolny.



Dyrektor i współzałożyciel teatru udziela wskazówek młodym aktorom.

Kiedy jestem z dzieciakami dzisiaj, widzę to samo. Kiedyś do teatru przyszedł jeden z byłych bojowników – islamista. Nie podobało mu się, że dziewczynki grają razem z chłopcami. Wtargnął na deski i przerwał sztukę. Wystawialiśmy wtedy ‘Czarodziejski flet’. Krzyczał rugając jedną z dziewczynek, chciał ją odesłać do domu. W pewnym momencie zamierzył się, żeby ją postraszyć czy uderzyć? Nie wiem. Dziewczynka nie drgnęła, pewnym głosem powiedziała, że zostaje na scenie. Agresor stał zmieszany z głupią miną. Cała sala ryknęła śmiechem. To było coś !”



Grafitti przedstawiające męczenników. Polegli w walce cieszą się pamięcią i szacunkiem. Martyrologia to część tożsamosci miasta

Radykałowie was nie lubią.

„Czasem myślę, że nikt poza dzieciakami nas nie lubi (śmiech). To nie dlatego, że ludzie są zbyt tradycyjni. Są jacy są, my nie zamierzamy ich zmieniać, to jest środowisko, w którym działamy i tyle. Mieszkańcy obozu to nie problem. Jakby nie było wystawiamy tutaj, a sala jest zawsze pełna. Przyzwyczajają się, ale wszystko dzieje się stopniowo. Zmieniamy rzeczywistość, ale jednocześnie jesteśmy jej częścią - wciąż uwikłaną w kulturowe relacje. Teatr to tylko alternatywna forma komunikacji, która zastępuje inne, ale nie rzeczywistość sama w sobie.  Problem polega na czym innym. Wszystko zależy od tego o czym mówisz...”

Czyli ?

„Kiedy wystawiliśmy ‘Folwark Zwierzęcy’ nie wszystkim się to spodobało.  Wiosną 2009 ktoś dwukrotnie próbował podpalić teatr. Nie znaleziono winnych, ale w teatrze wiadomo, że to nasłane przez świnie ps”’.

Palestyńska służba bezpieczeństwa.

„Służba nie wiem. Na pewno nie był to nikt z obozu, ani z Izraela, czy żaden żołnierz, bo ich tu nie ma. W autonomii jest za to wielu, którym słowa Orwella mogą się nie spodobać.  To dowód na to, że takie słowa są potrzebne. Realia kulturowe to jedno a opresja to co innego. Izraelska czy palestyńska wszystko jedno,  zabiera wolność, chce zmusić do uległości i zabrania myśleć.  Teatr ma być miejscem, gdzie realia opresji zmieniają się w alternatywę wolności.”  

Jak wygląda przyszłość obozu ? Wierzysz w wolność poza teatrem ?

„Nie wiem. Nie chcę by znów wybuchła wojna, to wszystko. Czasem się boję, nie wiem co bym zrobił. Wiem, że wielu poszłoby zginąć, tak jak ostatnio.  Ja chcę żyć.  Chce być potrzebny, to wszystko.”

Jak wygląda przyszłość teatru ?

„Mam nadzieję, że co najmniej tak jak teraz. Nie jesteśmy od nikogo zależni, wszystko robimy sami, reżyseria, choreografia, światło, dźwięk, muzyka, terapia ruchowa… Dzieciaki są coraz bardziej zaawansowane, mamy programy pozateatralne: muzyczne, fotograficzne. W ostatnim roku odwiedziło nas 16 tys. osób. To ogromna ilość jak na tak małą instytucję. Tutaj pracuję raptem kilka osób, większość zaangażowanych to wolontariusze.  Jasne, że  problemem są pieniądze. Ale teatr nie umrze, przetrwał dwie intifady, przetrwa i kryzys. Nasze przetrwanie to walka, to kulturalna intifada.”

Ktoś za wami pójdzie na taka intifadę ?

‘Wierze, że tak. To miejsce jest otwarte dla każdego, kto chce zakończenia okupacji’

Co aktualnie wystawia teatr ?

Alicję z krainy czarów’. Będziemy tworzyć naszą rzeczywistość - po drugiej stronie lustra...




Na próbie 'Alicji w Kraine Czarów'.


Michał Ziemowit Buśko